W turystyce religijnej kryzysu nie widać. Kraków mógłby na tym skorzystać, gdyby miasto miało pomysł, jak wykorzystać ten religijny potencjał. Tyle że takiego pomysłu nie ma.
- Mimo kryzysu grup religijno-pielgrzymkowych z Włoch mam o połowę więcej niż w roku ubiegłym. Rynek hiszpański trochę siadł, ale już zaczyna się odbijać - mówi Ernest Mirosław, właściciel biura turystycznego Ernesto Travel, które zajmuje się turystyką przyjazdową, szczególnie religijną. W ostatnich kilku latach sprowadził do Krakowa ok. 15 tysięcy turystów religijnych. Ucieszył się, gdy przeczytał w "Gazecie" o międzynarodowym kongresie "Ludzie i religie", jaki na początku września organizuje w Krakowie Kościół. Pomysłodawcą jest kard. Stanisław Dziwisz, który chce zorganizować spotkanie na wzór tego, jakie miało miejsce za czasów Jana Pawła II w Asyżu. Zaproszono 500 przedstawicieli różnych religii. Przyjadą też międzynarodowe wspólnoty. Kuria spodziewa się co najmniej kilku tysięcy osób.- Zadzwoniłem do kurii, by poznać szczegóły. Zbyli mnie, może pomyśleli, że oczekuję jakiegoś zlecenia, np. na transport. Niczego nie dowiedziałem się też w magistracie - ubolewa Mirosław. I dodaje: - Rozumiem, że kuria nie musi mieć listy mailingowej do biur turystycznych, które zajmują się przyjazdami religijnymi. Ale taką listę ma magistrat i z odpowiednim wyprzedzeniem powinien poinformować o tym wydarzeniu. Moglibyśmy wspólnie zastanowić się, jak je wykorzystać. Ale znów szwankuje przepływ informacji. Mówiłem o tym podczas ubiegłorocznej debaty o przegranym lecie. Jak się okazuje, na darmo.
Pielgrzym też wydaje pieniądze
Jak twierdzi Mirosław, Kraków mógłby zyskać na turystyce pielgrzymkowej, gdyby wiedział, jak wykorzystać religijny potencjał miasta. - Włoch, który często podróżuje z proboszczem, był już śladami św. Pawła w Turcji, Lourdes, Fatimie i Jerozolimie. Chętnie zobaczy Częstochowę i Kraków. Zwłaszcza jeśli dzieje się tu coś ważnego - twierdzi. Jego zdaniem, wbrew obiegowej opinii, turysta-pielgrzym nie zostawia mniej pieniędzy niż zwykły turysta.
- Pielgrzym też zwiedza Stare Miasto i Kazimierz, tyle że przy tej okazji nasi przewodnicy opowiadają mu o świętych Stanisławie i Kazimierzu, a w Oświęcimiu mówią o Maksymilianie Kolbe. Turyści religijni zwiedzają też Łagiewniki, Wadowice, Kalwarię. Poza tym, tak jak wszyscy, jadą do Wieliczki i jedzą kolacje w krakowskich restauracjach. Niejednokrotnie śpią w pięciogwiazdkowych hotelach. Zostawiają w Krakowie całkiem spore sumy. Uśredniając, programy tego typu kosztują ok. 100 euro dziennie na osobę - uważa.
Katarzyna Gądek, dyrektorka Biura Marketingu Turystycznego Miasta, tłumaczy, że urząd nie robił na razie spotkań z branżą turystyczną w sprawie kongresu, bo sam wciąż ma na ten temat niepełne informacje. - Jesteśmy jednak zdeterminowani, by to wydarzenie wykorzystać jak najlepiej dla budowy wizerunku Krakowa jako miasta otwartego, gdzie krzyżuje się wiele kultur i religii. Chcemy zorganizować w tym czasie duży event na Rynku - mówi.
Współpraca miasta z Kościołem jeszcze nie dojrzała
Pytana o inne pomysły na zdobycie religijnego turysty odpowiada, że Kraków miał swoje stoisko na targach religijnych w Rzymie. - Byliśmy bardzo oblegani.
O tym, że miasto nie wykorzystuje potencjału religijnego Krakowa, przekonany jest prof. Antoni Jackowski z Zakładu Geografii Religii UJ. - Co prawda miasto zauważyło, że warto inwestować w turystykę religijną, ale wciąż brakuje rozmachu. Wszystkie działania, jakie do tej były podejmowane, można by prowadzić w jakimś małym miasteczku, a nie w Krakowie. Nie ma co ukrywać. Potrzebujemy dużych pieniędzy na promocję miasta jako miejsca religijnego kultu - sądzi prof. Jackowski.
Jak twierdzi, żeby wykorzystać międzynarodową rangę wrześniowego kongresu, przygotowania trzeba by zacząć co najmniej rok wcześniej, a nie w ostatniej chwili. - Tu potrzebna jest współpraca Kościoła z miastem. Na razie jednak obie strony podchodzą do siebie z nieufnością. Szkoda, bo owoce takiej współpracy byłyby spore.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
0 komentarze:
Prześlij komentarz